Spacer
I znów napęczniało słońce, z dumy
że u góry, i w jesiennej mrzonce,
jak dojrzały owoc prysło w oczy,
tej i temu rzuca światła porcję.
I niejeden jak dwunożny kocur,
grzałby naprężony grzbiet w południe,
choć przedwczoraj futro z zimna gotów
wkładać był, dziś… pachnie wiosną złudnie.
Mrużę oczy, a w kim tkwi tożsamość
kocia – mógłby mruczeć na sam widok
cieni w tańcu, co jak mysz za myszą
przemykają po chodnikach obok.
Jeszcze liściom dane jest poszaleć
w rozognieniu, w morzu dojrzałości,
zanim zaczną w eter słoną skargę
słać, szeleszcząc sucho o miłości…
Komentarze (16)
Piękny :)
Pozdrawiam Marcepanko :)