spalanie całkowite.... na stosie
Można nawet zabłądzić lecz po drugiej stronie Nasze drogi pocięte schodzą się z powrotem
świat mi się rozwalił
sens cały uleciał jak dym z sadzą na
ściankach probówki pozostała
jeden puścił moją lewą rekę
trwałam w chwilowym odrętwieniu
złapał mnie za prawą inny anioł
przyciągnął do siebie
i powiedział: daj zliże to co zostało!
podałam mu oszołomiona probówkę
zaciemnioną
on językiem swym wodził nurtując zmysły
krzywił się z obrzydzenia
niczym diabeł był umazany
a ja stałam i oddawalam się rozkoszy
zlizywanie ze mnie sadzy tego
leworęcznego
i myślałam tylko wciąż zamykając oczy
czy on chce zlizywać ten grzech co
pozostał
tylko kilka brudów węgla spalonego
czy czerpać rozkosz z dotykania mojej
duszy
i ciała...?
ile mógł wytrzymać w tył kłamstwie
dzień dwa może trzy
aż mu sie język zapalił
i oczy zaszłe pyłem zaczął mrużyć
coraz nahalnie po omacku błądził po mnie
czując zapach popiołu na dnie mojej
duszy
aż zakrztusił się tym ochydztwem
popchnał pod ścianę rzucił
szklaną probówkę na podłoge
rozsypując drobinki sadzy
zakrył usta dłońmi spojrzał z nienawiścią w
oczy
pluł wokoł siebie i łzy mu leciały
i było mu tak niedobrze
a ja stałam i patrzyłam mu w oczy
i krzywiłam się na myśl
że mu tak źle z powodu mojego serca
widocznie było w nim za dużo brudu
i on nie umiał go posprzątać
.....
.... i nie mniej do mnie żalu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.