Spektakl plus osiemnaście
Tak, by musiał się ukorzyć,
Naciągną mu pelerynę wstydu,
Oczy zamgli czerń ich myśli,
A cierń nienawiści bok przebije,
Chustą uległości oczy zasłonią,
Każą sobie ufać!
Lecz powoli, z gracją konsekwencji,
Ideałów skrzydło rozprostuje,
Wtenczas nie obelgą nawet a pięścią
szafować będą.
Nic to. Nic. Spokój.
Cisza wokół jego uszu szumi,
Bezbarwny świat ślepych oczu nie zrani,
Językiem goryczy nie posmakuje,
Już czuje,
Wiatr włosy mierzwi,
Wdech,
Wydech,
Wdech...
Tak, jakby lżej, jakby jaśniej,
W złoconej istocie życia
Bursztynowa dusza,
Cenności swej nieświadoma.
Potrafią, to ich domena,
Niepokój zasiać w głębi,
Każdy oderwie fragment złoty,
Na własne bogactwa przetopią,
Bursztyn skruszą w żarnach swych
języków.
Kamieniem węgielnym niech się stanie,
Ten martyrologiczny epizod nierozumiany,
Tani spektakl plus osiemnaście,
Ale minus czterdzieści,
Gdyż dłużej żyć nie pozwolą.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.