sporysz
niekiedy ekran mruga szklanym ślepiem
farsa pędzi ukosem z nadmiarem tępego
popu
nibymuzykalnych dawców uryny
na giełdzie rośnie współczynnik tandet
upada czyjś punktów widzenia, to inny
znów
pnie się [ku ogólnej wrzawie].
czas umila mu deser z oklasków
miłych gestów i przemądrych zdań
[z dużą dozą analnych lubrikatów]
hymny sitcom-ów stoczyły pierwsze bójki
powiało lekkim niestrawiem
między sceną a tłumem tylko kokieteria
i syntetyczny zestaw napięć
poczucie dobrego smaku zdezerterowało o
czasie
nikt nie zapytał o zdrowie, jak dzieci i
tak dalej
to tutaj zbędne słowa. wypada raczej
błysnąć biżuterią
łachem z emblematem Zienia
kromka posmarowana degrengoladą
a w tle nieskromnie day tripper
beatlesów
skonać można od mnożnika dobrodziejstw
i poturlać się po dywanie [nielotnym ale
perskim]
to wyostrzenie bywa zbyt brutalne
nikt nie podaje wtedy znieczuleństwa
zgrzyt na mediaplanie. poproszę o węgiel
na poczet ewentualnych buli gastroskrętów
[a Alan Ginsberg uprawiał niedosyt,
czasem hybrydową woltyżerkę cieni]
Komentarze (1)
Poruszony bardzo ciekawy temat, oddane sedno sprawy,
swietne porownania. Jedyne co bym zmienila to forma,
bo bardziej od wiersza to przypomina zlepek mysli
(chyba, ze tak mialo byc),ale plusik jak najbardziej
zasluzony:) pozdrawiam