Spotkanie
przyszła do niego wieczorem
jak zwykle rozpromieniona
ukazująca biel zębów w szczerym uśmiechu
zaprosił do dużego pokoju
siadła na jego kolanach
pozwalając wstydowi
by zaczerwienił jej twarz
zaczął namiętnie muskać jej dekolt
ustami
opuszkami palców błądził w kroplach potu na
jej karku
syczał coś niezrozumiale
potargał kasztanowe włosy sięgające
jędrnych pośladków
wybiła północ
otuleni zapachem feromonów
wili się jak dzikie zwierzęta
co chwilę krzycząc wzajemne imiona
doznali rozkoszy
częstując nią skrawki zmąconej pościeli
on zawył
ona zapłakała
i nastał świt
spełnieni zakochani
wypili poranną kawę
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.