spotkanie
Patrzyłem w przeszłość w te dni pierwsze
gdy oczy me ujrzały Ciebie
Włosy jak łan pszenicy jasny rozwiany w
wietrze obok siebie
Staliśmy patrząc i nie widząc nic co mogło
by rozproszyć
Smutek i tkliwość, żal i rozpacz i miłość
tlącą się bez ciebie
Stanęłaś sama nimfa jakby wychodząc z wody
fal nabrzmiałych
Byłaś mi wszystkim całym światem spadając
nagle i ukradkiem
Patrzyłem w oczy twe błękitne piękne jak
księżyc o północy
Błyszczące rosą o poranku mieniącą się
tysiącem zorzy
Chciałem cie wziąć w ramiona pragnień lecz
bałem się okrutnie
Że wszystko zniknie jak sen marny śniący ja
byłem nieprzytomnie
Godzina jedna a brzemienna w skutki do
dzisiaj obarczona
Jesteś marzeniem sennym dla mnie czymś
dziwnym, jakby pokurczona
Ma pragnień dusza niespełniona śmiertelną
raną pchnięta nożem
Komentarze (2)
ładnie, ale ta forma średnio mi się podoba...
czasem lepiej przestać się bać... wtedy sen
może stać się rzeczywistością;)
Jak dla mnie ładny... Chociaż możnaby zachować
innaforme ale poza tym jest super!