Spotkanie
Klęczałam pod krzyżem
Patrząc na zmęczoną twarz
Na oczy z których łzy nie miały siły
wypłynąć
Usta blade włosy wilgotne długie do
ramion
Zapytałam
,, jak pomóc mogę,,
Zszedł powoli krusząc kartki kalendarza
,,im nikt już nie pomoże, dbaj teraz o
siebie,,
Odpowiedział strzepując krew z płaszcza
,,będę czekał we Vrindavan, wiesz jak mnie
rozpoznać,,
Powiedział delikatnie głaszcząc moje włosy
,,tak wiem, to nie jest trudnością,,
,,Ty inaczej, odpowiednio interpretujesz
miłość,,
,,dziękuję,,
,,do zobaczenia córeczko,,
Jego twarz zmieniła kolor, a w dłoni
dawniej przebitej gwoździem trzymał złoty
flet
Odwrócił się do mnie na chwilę
Lekko schyliłam głowę
,,do zobaczenia,,
,,, tylko nie mów nikomu, nie zrozumieją,
lub usłyszą po swojemu,,
Uśmiechaliśmy się do siebie przez chwilę,
po czym wsiadł do pięknego wozu, który
ciągnęły cztery dostojne i masywne konie o
gęstych grzywach.
Patrząc w stronę słońca wiem co to prostota
labiryntu.
Klaudia Gasztold
Komentarze (1)
Przepiękne z wiarą napisane.