SPOWIEDŹ
Widzisz ojcze, bo ja naprawdę mam starą
duszę,
Którą spłodziłeś,
Która cierpiała katusze nie zliczone
razy.
Tak czuję, że cierpiała.
Widzisz ojcze, bo ja naprawdę wiem, że
zaznała
Kiedyś szczęścia,
To moja dusza, to moje wcielenie, któreś
Pierwotne, a może nieziemskie.
Tak czuję, że zaznała i teraz też
zaznaje.
Widzisz ojcze, bo ja naprawdę mam starą
duszę,
Jednak nie potrafię
Być Jezusem, nie potrafię być Buddą,
Nie potrafię być dobrem
Lub złem w czystej postaci.
Matko moja, naprawdę, ojcze, zapewniam
Ciebie,
Że jestem człowiekiem
O starej duszy namalowanej od środka,
W mym ciele, może pozornym,
A może niepozornym,
Jak w jaskini jaskiniowcy malowali
Swoje utrapienia i trofea.
Ojcze, ma boga, jeśli ten istnieje, kim
jestem
Lub też nie jestem,
Dlaczego klęczę na grochu bez wyrazu
Na twarzy?
Czemu kocham całym sercem sto razy
Beznamiętnie i do utraty tchu?
A też kocham namiętnie tak, by móc wyrwać
Sobie serce, serca,
Serc tysiące? Ojcze mój, czemu drzemie
we mnie mądrość pochodząca,
że źródła mi nieznanego?
Ojcze, moja modlitwa do nieba pełza,
Grzmi ubóstwem,
A modlę się jedynie podświadomie.
Znam sekrety zachowań i działań
Ze źródła mi nieznanego.
Matko moja i ojcze, czemu krwawię łzami
I płaczę potem,
Czemu wiem rzeczy Tobie niewiadome?
Widzisz ojcze, bo ja naprawdę mam starą
duszę.
Znam siłę Dawida,
Rozumiem Sokratesa, dziele myśli z
Nitschem,
Współczuje z Morrisonem.
Na rany Chrystusa, które czuje na ciele
niczym
Legendę zbudowaną
Na słabości rodaków z okresu wieku zero,
Czemu siłę znalazłem sam w sobie,
Jak tlący się węgiel odnalazł wiatr?
Kula w łeb, krew zamienia się w siwe włosy
poety!
Widzisz ojcze, bo ja naprawdę mam starą
duszę,
Która wędrowała
Po świecie i każda z mych dusz
wędrowała.
Patrz, słuchaj, na reszcie, ja znam
świata
Zakątki najdziwniejsze.
Tworzyłem siedem cudów świata, ja
budowałem
Egipskie piramidy,
Rzeźbiłem wielkie czerwone kaniony.
Ja, jak spojrzę na zdjęcie Laguny
Albo gór wodo oddziałowych, wiem, że tam
byłem.
Czuje zapach, czuje wiatr, czuje posmak.
Afryka, Islandia i Australia musiały być
domem
Moje duszy pustelniczej.
Jak malowany ptak, wędrowca, mędrca,
Trędowatego, mesjasza, bo wiara, wiem,
Że jest tylko w nas, w duszy.
Matko moja, wiara jest we mnie i Ty dałaś
mi
Otuchę i dzielne
Zniesienie samotności a Ty ojcze w ręce
Ściskasz moc zniewoloną,
Dajesz twardość memu postanowieniu.
Wy przypominacie mi zakątki duszy mojej.
Ja się nie uczę,
Ja przypominam sobie moją dusze starą
Jak grób neandertalczyka, potężny jak
Grób Tutenchamona i piękny jak Afrodyta.
Każdy z nas ma lub będzie mieć taki grób w
pamięci,
W wymiarze cztery.
Jedynie jest los i my w roli bogów tego
teatru
Na tej planecie
jednej wśród stu tysięcy miliardów,
co zwie się ziemia.
Widzisz ojcze, bo ja naprawdę mam stara
duszę.
Widzisz matko.
Ja naprawdę mam nie ujarzmiona pamięć.
Za dużo, za dużo myśli
I wspomnień, dlatego dziś i jutro będę
Zapominał o waszej miłości!
Przepraszam.
Komentarze (2)
kurczę coś to w sobie ma, taką niespokojną budowę,
jakąś świeżość w formie. potknięcia są, takie
językowe, niezgrabne buble, ale, cholera, coś w tym
jest wciągającego.
rachunek i odkrycie bo tak naprawdę odkrywamy w sobie
tajemnice To intuicja piękne dziedzictwo a więc życie
bardziej bogate i bezpieczne Wiersz dobrze napisany
i szczery Na tak! pozdrowienia