Sprzedawca skór
Nie pozwólcie im mnie zabrać.
Nie, wole umrzeć w domu.
Doktor w swym karawanie,
już z tego nie wyjdzie.
Lekarz zamiast księdza,
życie w trumnie zamknie.
Już czas, liczy się każda sekunda,
bo czas to pieniądz.
Po pierwsze nie mieć Bogów cudzych,
Po drugie zarobić.
Jadą, łowcy krzyżem uświęceni.
Jadą, aniołowie śmierci.
Jadą, rodem z piekła.
Żądłem mnie kuje,
jadem swym leczy.
Gorączka i światło,
to normalne w tym stanie.
Ty wiesz najlepiej panie doktorze.
Tak mi słabo, chyba lecę.
Poczekaj nie brudź rąk,
Udławię się swoją krwią.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.