Sprzedawca wierszy
autoportret trochę
W pewien pochmurny ranek,
pośród jarmarcznych straganów,
na przekór prozie życia
(chyba nie uwierzycie!?)
rozstawił swój mały kramik
pan, co handluje wierszami.
Wokoło same stragany
towarem pozastawiane:
w cenie ziemniaki i pory,
sezon na pomidory;
jest nawet żywy drób
i cały szereg bud
wypchanych po brzegi ciuchami,
kwiatami lub starociami.
Przekupki się głośno targują,
tłumy tłumnie kupują,
wdzięczą się kwiaciarenki,
cyganie śpiewają piosenki
– rejwach na rynku całym;
a on z uśmiechem nieśmiałym
rozkłada swoje natchnienia,
troski, radości, marzenia...
I przyglądają się ludzie zdziwieni,
niektórzy wręcz oburzeni
– kto widział, by zamiast
pracować,
od rana wierszami handlować;
aby czarować i mamić
porządnych ludzi rymami!
To wszystko bujda i pic
i w ogóle nie warte nic!
On zaś (to niesłychane!)
uczucia w słowa przybrane
układa w bukiety małe
i tak jak kwiaty rozdaje.
A ludzie jak dają to biorą
– tak, że już całkiem sporo
bukietów tych poniesiono
na różne świata strony.
Potem dziwy dziać się zaczęły:
przekupki się uśmiechnęły,
sprzedawcy zaczęli być mili,
aż się klienci zdziwili;
chmury nie takie już chmurne
i życie jakby mniej durne,
a zewsząd płynące słowa
zaczęły się w wiersze rymować.
W tych wierszach zaklęte jest słońce,
niebo i kwiaty na łące,
noc tak powabna w swych mrokach,
miłość zielonooka,
trochę nostalgii, wzruszeń
i tajemnice duszy.
Ta atmosfera wspaniała
do dzisiaj by pewnie trwała,
tylko że gdzieś się zapodział
pan, co wierszami handlował.
zapraszam na "zakupy"...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.