..stady..
poszmerem zastygłego w szepcie skrzydeł.....
otarłszy dłoni wierzchem
brzmienia z oddechu pól
kołysze się pachnąca seksem,
oddana wiernie jednej z ról
kobieta prawdziwa, posąg jaźni,
krzyk odległego krańca braw
smutkiem pachnącej wyobraźni
samica na sztaludze barw
kamieniem rosy mrozi skroń,
i patrzy zbyt szeroko
by dostrzec nędzną krzywdy toń
nie sięgającą wysoko
zatem wysoko, zatem dalej
posuwa swe zaklęcia
pieszcząc nieziemsko ekstazą nut
zamknąwszy w swych objęciach
karmi bezwiednie nozdrzy głąb
i oczu pola widoki
dotyka zmysłów, słyszy stąd
aż po czerwieni smak słodki
milcząco krzyczy, cicho łka
by zatrzeć złego ślady
i posuwistą studnią warg
zamyka całe stady
bojąc się szmeru tworzy go
a oddech wygina pierś
zaproszeniami karmi co
wzniosła już na Twą cześć
...... ukołysz smutek pustki lokalnej
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.