Stasiek marynarzem był.
Pozbyła się zęba bo ją strasznie bolał.
Impreza udana bo Stasiek jej polał
Nalewkę z nocnej fermentacji
Gdy spotkał ją na stacji.
Ona kobieta w fazie przekwitu
On jak piwonia w fazie rozkwitu
Zmęczony życiem wołał pod marketem
Daj szefie złotówkę bo jestem Hamletem.
A język miał wymowny jak to w sztuce
bywa
I prośba w tych słowach była obelżywa.
Więc stracił zęba za wulgarne słowa
Dobrze że szczęka była plastikowa.
Pozbierał Stasiek cały dobytek
Z dziecięcego wózka dobry był użytek
Odpadające co raz koło – ważne że było
wesoło.
A zima była znośna tego roku
I niebo gwieździste codziennie o zmroku.
Zaprowadził do siebie – na działce
altana
Grzyb na ścianie – bo nie była grzana.
Stasiek marynarzem był – tylko dużo pił
Zwiedzał świat – wspaniale żył.
By było z nią cieplej do ognia przyłożył
Zaczadził się dymem – do wiosny nie
dożył.
Komentarze (4)
smutna historia, ale dobrze opowiedziana.
smutna historia, ciekawie spisana
Marnie wylądował ten marynarz. Niepotrzebnie zmienił
kurs.
Zdarza się, że wylądował w altance. Pozdrawiam.
z czasem na przemyślenia ząb odrasta u niektórych
gatunków może się tak dziać wiele razy