Sted – pamięci śmierci...
Spadałem coraz niżej, spadałem coraz
głębiej
Napotykałem na swojej drodze upiory nocy
Dusze czyśćcowe płakały prosząc o
modlitwę
Spadałem coraz głębiej, tonąłem w
ciemnościach
Rozpędzony elektrowóz potrzaskał moje
ciało
Pogruchotane kości liczyło wychodzące
słońce
Maszynista wybiegł i stanął nad
człowiekiem-nikt
Klną, że to już drugi samobójca w tym
tygodniu
Spadałem coraz niżej, spadałem coraz
głębiej
Widziałem bramy Nieba, widziałem wrota
Piekła
Spór o moją duszę toczyli Aniołowie i
Diabli
Spadałem coraz głębiej trwoniąc swoją
duszę
Umarł człowiek-nikt i zrodził się na nowo
boleśnie
Leżałem i czułem życie, czułem ból
ogromny
Wiedziałem, że żyję choć przed chwilą
umarłem
Znalazłem się położony w łóżku
szpitalnym
Zabrało mi Niebo, albo zabrało mi piekło
Wzięło Niebo, albo wzięło piekło
zaliczkę
Odebrano mi palce cztery u prawicy mojej
Bez palców ciało jest lżejsze,
dziwniejsze
Się wtedy zamieszkało i leczyło w
szpitalu
Się odpoczęło, powróciło do Warszawy
Się postanowiło w sierpniowy dzień
odejść
Się napisało parę słów, wersów ostatnich
Się sznur na szyi mocno zacisnęło
Się pogodziło ze światem ostatecznie
Się nie odeszło do Nieba, ani do Piekła
Się ujrzało raz jeszcze całą jaskrawość
Się zamieszkało na Cudnych Manowcach
Się zamieszkało z Michałem Kątnym
Się zamieszkało z Edmundem Szeruckim
Się zamieszkało z Jankiem Praderą
Komentarze (1)
Chyba raz juz byl ?