Strach...
Nie wiem, co się ze mną dzieje...
mój umysł choruje.
Nie potrafię myśleć
a oczy nie zaznały jeszcze snu.
Siedzę w ciemnym pokoju
wciąż płacząc do ściany.
Od grzechu się lepiąc
wycieram łzy.
Nie mogę krzyczeć,
wołać o pomoc.
Boję się zbudzić
owocu głupoty.
Ręce mi się trzęsą.
Ostatkiem tchu żyję.
Trzymam w dłoni zimny nóż,
który boi się wejść.
"Coś na odwagę"
nie chce zadziałać.
Pot spływa po twarzy
- tacę wzrok...
i nie mogę odejść...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.