Strach na strychu
Gęsia skóra przeleciała,
strach ze strychu, zjawa, duch.
Głosem świszczy ciężko dyszy,
stwór na plecach dźwiga wór.
Tropi, sapie, groźnie dyszy,
obraz wora czarna zmora,
co w nim trzyma, kogo dusi,
czas przepędzić stąd potwora.
Rycerz zbudził się z odwagą,
jak ma zginąć, to jak zuch.
Czoła stawi nocnej zjawie,
gotów wreszcie jest na bój.
Garnek włożył na czuprynę,
niczym hełm, by zmniejszyć strach.
Tłuczek chwycił w obie dłonie,
będzie lał go, że aż strach.
Teraz rusza na podboje,
giń poczwaro, nie masz szans.
Tak pod nosem wybełkotał,
na odwagę, bo był sam.
Światło zgasił, szansę zrównał,
machnął tłuczkiem w gęstą czerń.
Dźwięk przynajmniej nie był ducha,
co wykrwawia się na śmierć.
Szkło pod stopą śniegiem chrupło,
wbiło się głęboko tak,
że upuścił, tłuczek w bólu,
fiknął kozła tak jak stał.
Słyszy jakby głos znajomy,
co plądruje jego strych.
Zbliża się ten ton typowy,
sprawdza często bólu głowy.
Wnet się ciemność rozświetliła,
zjawy w progu obraz ma,
żony jednak tak upiorny,
że prawdziwy poczuł strach.
Wazę może ci daruję,
tłuczka ślad na stole też.
Plamy krwi to sam szorujesz,
niech ci duch pomoże prać.
No i szlaban na bzykanie,
mecz z kumplami w twoich snach.
Niech cię dotknie ciężar kary,
za upiory i za strach...
2021.03
Komentarze (2)
Rozbawiła mnie ta historia a ta strofa
"Wnet się ciemność rozświetliła,
zjawy w progu obraz ma,
żony jednak tak upiorny,
że prawdziwy poczuł strach."
zaintrygowała. Miłej niedzieli:)
hm....:)) pozdrawiam :))