Stracona osobowość
Do więzienia trafiłem, bo.. bo tak
wyszło,
Niby nic nie zrobiłem złego… ale
zrobiłem.
Ramię prawa gdy się obróciłem nade mną
zawisło,
A ja się tylko na autobus spóźniłem.
Może i tak nie było, w sumie skłamałem
teraz trochę,
Bo wcale autobusu nie było, w sklepie byłem
wszakże,
Czy winić ojca, wuja… czy winić
macochę?
W sumie winny jestem ja, oni tak mówią
także.
No i co? Trafiłem na dołek, spotkałem się z
lustrem,
Ono wskazało, żem winny zbrodni,
Ta rola przed swoim odbiciem, największa z
trem.
Co mi z ogólnej dobroci? Co mi z serca
pochodni?
Teraz skończone, głupota trafiła za
kratki,
Ja nie chciałem, sobą nie byłem, zły
byłem,
Nikt mnie nie uspokoił, nie było tam mojej
matki.
No i ostatni raz tego ranka ręce sobie
umyłem.
Trafiłem do celi, jakoś tak… nie tak
jak trzeba,
Jakiś łysy gościu, brudne prześcieradła,
brak nad głową kawałka nieba,
klamka zapadła…
Nadszedł wieczór, czas mycia w męskim
haremie,
Woda zimna, że marznę na kość,
Upuściłem mydło na ziemię…
Więcej nie pamiętam, straciłem
osobowość.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.