strata
Miałam kiedyś górski stumien
i myślalam ze płynie tylko dla mnie
Kiedyś odkładałam z Twojej drogi wieksze
kamyki
i wyławiałam brudne liście
i tylko czasem, naprawde czasem
odważyłam sie napić kilka łyków wody
Mój strumyk był kapryśny i płynął leniwie
Kiedy wkładałam ręce w wilgotne źródło
czułam nieraz chłód i surowość
Czasem na chwile zmieniałeś się w agresywny
potok łez
płynący na innym torze
ale zawsze gdzieś w pobliżu
Wtedy jeszcze wracałeś.
A ja kucałam pochylona w pokornej modlitwie
nad Twoja głową
głaskając czarne fale i całując po szyi
i nawet wtedy bardzo często czułam chłód
Marzyłam kiedyś o tym
że dotrwam i doczekam aż
mój strumyk całkiem dorośnie i będę mogła
się
położyć w zdłóż jego biegu
i pozwolić by opłynął moje ciało
i mnie przykrył
ale woda była taka zimna...
Kiedys przeziębiona i zmęczona nie
przyszłam
na miejsce i na czas
A gdy później zaczełam Cię szukać tam w
górnym biegu
gdzie wszytko się dla Ciebie zaczeło a dla
mnie skończyło
nie szumiało nic.
Płyneła jakby obok lecz za daleko dla mnie
szeroka rzeka - piekna i niszczaca
Ktos inny wypompowywal z niej wode
w ogromnych ilościach
i mieszal z białym cementem i budowal
swoja
betonowa fabryke dzieci
A ja teraz pochylona nad wyschniętym
żałosnym śladem
grzebię patykiem w błocie
i sama nie wiem na co licze..
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.