Straty
Ruiny naszego, dawnego miasta,
stoją wciąż pełne tęsknoty za
przeszłością.
Skruszone murowane podstawy,
leżą odłogiem zapomnienia.
Wyblakłe ściany,
krzyczą z bólu.
Powybijane okna,
płaczą z zimna.
Czemuż wy głupcy,
prowadziliście do upadku?!
Teraz my, straceńcy,
musimy się udać na wygnanie.
Skatowane dzieci bezbronne,
widziały zbyt wiele.
Zdziczałe psy,
wyjadające resztki ludzkiego ciała.
Nigdy tego nie zapomnimy!
Tam jeszcze przytłumiony huk,
potem mglisty pył,
zdradziecko wkradający się w płuca.
Wy tylko wydawaliście rozkazy,
siedząc na swych, wielkich, miękkich
tronach.
Spoglądaliście na wszystko przez wizjer.
My tu byliśmy,
cierpieliśmy z każdą sekundą bardziej.
Dlaczegóż wy tchórze,
nie przyłączyliście się do walki?!...
I tylko nasze, ludzkie twarze,
dają nam siłę na jutro.
Komentarze (1)
brr, zionie chłodem. Uwielbiam tego typu wiersze.
Świetne zobrazowanie wojny. Wielki, ogromny +.
Pozdrawiam ;*