Stres
Stres to dziecko
Zrodzone ze złości, czasem też
nienawiści
Gryzie umysł nie zastanawiając się nad
smutkiem,
Tworzonym szyderczym spojrzeniem
Dziś przyszło mi walczyć z owym
dzieckiem
Nie wiem, czy mam wystarczająco siły
Drugi raz pokonać nieznany symbol
Skrywający tyle tajemnic o mnie
Wszystkie pozytywne gesty i uśmiech
Gwałtownie zamierają czując chłód
Dziecięcej bestii, tej bezwzględnej
istoty
Lustrującej mnie bacznym wzrokiem
Wiem, że tkwi we mnie ta siła
Mam pewność, budząc tą energię
Przeciwstawię się każdemu problemowi
Jaki stworzy przede mną ta niepewna
chwila
Dziecko umrze gwałtownie
Nie wydając z siebie żadnego dźwięku
Krzyku, zapomnę co to znaczy brak myśli
Na nowo będę interpretował rzeczywistość
Wszystko okaże się piękne i takie proste
Problemy, które są za mną okażą się
błahe
Znowu księżyc przytuli mnie na dobranoc
Śpiewając pieśń o wschodzącym słońcu
Będę mógł znowu pokonywać smutek
uśmiechem,
Który trwa nadal w głębi podświadomości
Kolejny raz powiem Ci, że zło minęło
Gdy utoniesz w moich ramionach...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.