9 stycznia
Zamkniety w tlumu klatce,
Tak często sniac, często myslac o matce,
Ale tak naprawde mnie nikt tu nie widzi,
Dziecko się usmiecha, dorosly się
wstydzi,
Zamykam oczy, lece, czuje zapach chmur,
Czuje zapach bzu, nie licze blednych
tur,
Zycia które utopilo we mnie swiatlo,
Tyle filarow mej duszy już upadlo,
Otwieram oczy i ciagle milcze,
Dusza krzyczy slowa wilcze,
Ale tu nie ma mnie dla nikogo,
Bo kto dzis uwierzy poety slowom,
Patrza wrogo, teraz upadam na kolana,
Ida po mnie w oczach lzy, na glowie
rana,
Kiedys zabrali mnie do domu pelnego
ciemnych korytarzy,
Powiedzieli ze będę mogl tu bez ograniczen
marzyc,
Zamkneli w pokoju krzyczac ze ja zabili,
Nie wiedzialem o czym mowia, myslalem ze
drwili,
Ale ona nie zyla, przed moimi nogami
była,
Kiedys szeptala ze znow o mnie snila,
Ze droga przed nami będzie latwa,
A teraz ma sila przede mna była martwa,
Bo wszystkie minuty to w naszej duszy
igly,
A lzy zawsze kapia slono na rany które nie
ostygly,
Każdy z nas jest pusta twarza w pelnym
tlumie,
Nikt tego nie zgadnie bo nikt nie umie,
Znalezc się tu, w srodku problemow
wszystkich ludzi,
Nie jestes sam, ja tez pragne się
obudzic...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.