Świąteczny drugi dzień
Wstajemy późno, lekko zmęczeni,
lecz świętowania dalej spragnieni.
Głowa nam pęka, kiszki szaleją,
ale są święta, one istnieją.
Znów stół zapełnia pyszne jedzonko,
karp w galarecie, sandacza dzwonko.
Także przecudnie pieczone prosię,
z jabłkiem upchniętym w samiutkim nosie.
Kiełbasy, schaby, różne delicje,
by zadowolić nasze ambicje.
Jeszcze wódeczka, i mamy całość,
która świąteczną daje nam…żałość.
Gdzieś tak z wieczora przyszła rodzina,
i znów biesiada się rozpoczyna.
Chociaż poprawniej, ona wciąż trwała,
i żadnej przerwy, wcale nie miała.
Zapomnieliśmy iść na spacerek,
wdychać grudniowy, chłodny wiaterek.
Odwiedzić lasy, parki czy klomby,
tak zasiedziałe jesteśmy głąby.
Jeżeli kogoś tutaj obrażam,
to proszę by się, do mnie nie zrażał.
Że go wsadziłem do wora tego,
z miłośnikami dnia świątecznego.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.