W światłości grzyb
Ujrzeliście w światłości grzyb, drzewa
życia,
wysoko nad głowami zamigotała jak ognie
świętego Elma,
by spadając zmienić się w rozpaloną
lawę,
czerninę z anielskiej misy.
Korona dotyka niebieskiego sklepienia,
łamiąc języki wszystkim świętym.
Ze słonecznego krocza wylewa się wodospad,
buzujący wrzątek z resztkami piór,
płynie po skórze ziemi,
wypalając włoski, pieprzyki, narośla,
zmywając tatuaże
odsłaniając przypieczony, czarny
szkielet,
pod którym dycha jeszcze nabrzmiałe
jądro,
reanimując się końcówkami tęczy,
schładzając śliną z obciętych głów
wyroczni,
ich kaci nie przeżyli,
winni, nakarmieni figami żyją wiecznie.
Kościsty koń skacze na przypieczonych
kopytach
po resztkach spopielonych ciał,
ze stopionymi gumowymi maskami do
oddychania, zamiast twarzy,
Brodaty, wychudzony jeździec balansuję na
krawędzi równików
po wyrwanym paznokciu krąży ziarenko
tylko czy się przyjmie?
Słychać komendę, usunąć wszystko?
TAK NIE
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.