ŚWIĄTYNIA
Klasztor bez murów, opactwo cieni,
czarem osnuty aż po korony.
Oddycha, żyje, lśni się i mieni
mrucząc odwieczny swój hymn zielony.
Promienie słońca tańcem motylim
płoną ofiarnie błyskając wśród mchów.
Paproć nabożnie czoło swe chyli
jak przed ołtarzem przenajświętszych bóstw.
Pełna tajemnic, szelestnych westchnień,
świątynia mocy zielonych mnichów,
niezwykłą aurą wypełnia przestrzeń
starą modlitwę nucąc po cichu.
Gdy oczy mruży dzień bez pośpiechu
jak cień tam wierny wejdę nieśmiało.
Zdobędę inny wymiar oddechu,
żeby wspomnienie tak nie bolało.
Przylgnę do drzewa policzkiem bladym
aż chropowatość kory ukłuje.
Znikną gdzieś fałsze, bóle i zdrady
znów nową siłę w sobie poczuję.
Komentarze (3)
Zdobędę inny wymiar oddechu,
żeby wspomnienie tak nie bolało...cyt aut.....(piękny
i wymowny w swej tresci)
przepiękny wiersz , od wieków wiadomo , że pzryroda
nam zdrowie daje , wytchnienie dla duszy również, więc
życzę zapomnienia:)
Ładny obraz i świetne metafory. Pozdrawiam:)