Świątynia przeznaczenia
Dla tego, przez którego cierpię, Dla tego, który częściej mnie rani niż jest powodem szczęścia...
niesiona
przez zakryte twarze
szarej społeczności bezimiennych
do świątyni przeznaczenia
na ołtarz skazańców
miejsce zatracenia
zawiązano mi oczy
żałobną
jedwabną
chustą
spowito w idiotyczne modły
bym nie czuła strachu
ani zimna poszarzałego marmuru
dano tobie
ceremonialny sztylet
bezlitośnie
bez cienia współczucia
spojrzałeś
na wybrankę ludu
zacisnąłeś wargi
ręka lekko ci drżała
bez wachania
odważnie
z boleścią
przyjęłam pisany mi koniec
zamknęłam oczy
zatopiłeś sztylet
w moim ciele
nie myślałam wtedy o bólu
tylko niewinna łza
spłynęła po moim policzku
ostatni raz poczółam twój oddech
na moich ustach
krew spływała
po ołtarzu
po posadce
świątyni przeznaczenia
tłum wiwatował...
...mimo, że i tak nie przeczyta tego wiersza...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.