Świeca
Bo w życiu różnie bywa Czasami droga prosta Czasem brutalna i krzywa.
Płonie jak zawsze na kuchennym stole
Nikt jej zgasić nie zdoła.
Co chwile ktoś przewija się po dole
Każdego ranka uchylając czoła.
Kobieta przechodząc porusza płomykiem
Gdzie szpital widać z daleka
Dziecko narodzone leży pod kocykiem
Ojciec zniecierpliwiony czeka
Staruszka kulawa poruszając się z dala
Trąca stół, świeca nie gaśnie.
Uśmiechnięty dziadek. Odsłania się
kotara.
I trumna jego. Wnukom czyta baśnie.
Roześmiane dzieci rozlewają mleko
Płomień buzuje i walczy
Widać ojca, jest tam, przebywa daleko
I strzępy rozkruszonej tarczy.
Wszystko przemija, gdy okno się otwiera.
Wosk stygnie. Niknie płomień.
Matka ze stołu świeczkę zabiera.
By jutro rozpalić...
wspomnienia „ogień”.
Dla tych wszystkich rodzin którym los nie oszczędził cierpień.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.