*Świt*
Nieprzespana noc, pustka dnia tętniącego życiem...
Zgubiłam gdzieś sen.
Odszedł razem z chwilą,
gdy głową dotknęłam poduszki.
Leżałam bezmyślnie wpatrując się w
sufit.
Czas mijał...
Nieprzespane nocne godziny.
Zmarnotrawione myśli...
Za oknem nastaje świt.
Szarawe niebo stoi na pograniczu
Księżyca, króla nocy i Słońca, pani
dnia.
Ona właśnie przejmuje władzę.
Wilgotne powietrze rosą poranną obmywa sen
z powiek świata.
Zaspana natura uśmiecha się do
pierwszych ciepłych promieni...
Maleńki wróbelek przysiadł na mym
parapecie
i zaćwierkał radośne.
Całe to piękno też mnie obeszło.
Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero
warkot silnika jednego z aut na
parkingu.
Uświadomił mnie, że nastało jutro.
Z żalem podniosłam się.
Usiadłam przy oknie - pewnie tak spędzę
kolejny ciepły, ponury dzień...
Komentarze (1)
Bardzo ładny wiersz i bardzo przyjemnie sie go czyta
:)