Świteź
Oddycham twoim rumienieniem,
zapachem ognisk rozpalanych pierwszym
ruchem powiek.
Kiedy nad ciszą delikatnie stąpasz i
podchodzisz,
nie odwracając się za siebie.
Każdym neuronem proszę – zostań.
Chociaż na chwilę zwolnij kroku. Stań tuż
obok – przy mnie.
Zanim, wskrzeszając wzrokiem jasność, sama
w niej zanikniesz.
Nim znów ostatnie padną słowa.
Chcę cię dotykać – wchłaniać dłonią.
Nawet jak szarość z powiek zmywasz
rozpędzonym deszczem.
Bo tylko wtedy, gdy mnie budzisz – wiem, że
nadal jestem -
oddycham, w twoich oczach płonąc.
Piotr Kupidura
23.11.2017
Komentarze (19)
Piękny szelest powiek i aksamitny dotyk oddechu.
Pozdrawiam :)
Pięknie, Piotrze..
.
Pozwolę sobie na fragment wiersza zamiast komentarza:
Budzik do ucha wrzasnął, że szósta -
wrednie zakończył schadzkę kochanków;
zniknęłaś znowu gdzieś w głębi lustra,
pośród rozlanych mgieł Świtezianko.
Wiersz to "Świtezianka", więc mamy siostrzane tytuły.
Pozdrawiam i oczywiście zapraszam do zerknięcia.
Serdeczności Piotrze :):)
... ja zwyczajnie oddychałbym jej rumieńcem. Te
rumienienie, prawie mnie przestraszyło. Jednak
wytrwałem i nie żałuję, bo wiersz niezły...