Sybilla Vane
Prędziutko na paluszkach wąskimi
schodami,
tupanie maleńkich stópek gdzieś za
kulisami.
I znów się staje Julią Kapuletti,
gdy blady księżyc Weronę oświetli.
Tańczy wspaniale: lekko i zwiewnie,
lecz scena nie jest już tym, czym
przedtem.
W wyznaniu płomiennym fałszywy ton
pełznie złowrogi - jak wąż.
Wreszcie zauważa swojego lubego
jakże szkaradnego i zaniedbanego!
Dekoracja godzi w dobry smak brzydotą.
Ten obraz dławi talent nędzą i szpetotą.
Jak fatalnie dziś grałam, drogi
Dorianie!
Jak mogłaś mi to zrobić?! - rzekł z
wściekłości łzami.
Julią czy Ismeną już nigdy nie będę.
Tyś otworzył me oczy - zobaczyłam
siebie!
Zabiłaś moją miłość i ci nie przebaczę
Wiedz, że gardzą tobą jak podłym
robakiem.
Ależ to żart! Kochany!
I rozpocznie się zaraz rozpaczliwe
błaganie.
Tylko bestia uczyniłaby krzywdę temu
stworzeniu.
Tak pięknemu w niewinnym nierozumieniu.
Trucizna godzi w serce rozpękłe żalem.
Bestią jesteś, Dorianie.
To teksty bohaterek były jej słowami.
To wyznania Julii były jej myślami.
Ujrzawszy Sybillę unicestwiła ją zaraz.
Była mniej rzeczywista niż one wszystkie
naraz.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.