Sylwester w stodole.
Wieczorem sylwester, obyczaj wesoły,
ruch się wiec rozpoczął w środeczku
stodoły.
To zwierzęta swoich właścicieli wzorem,
tańce planowały zrobić dziś wieczorem.
Siano poskładano przy samiutkiej
ścianie,
by miejsca starczyło im na balowanie.
Zmieciono klepisko, stoły rozstawiono,
a całość wstążkami pięknie przystrojono.
Orkiestra maleńka instrumenty stroi,
Próbując fragmenty wesołych przebojów.
Bocian, jej dyrygent, zna swoje zadanie,
by gości zabawić, i zdobyć uznanie.
A ci już się schodzą, skromnie
wystrojeni,
jeszcze zamyśleni, jeszcze zapeszeni.
Siadają przy stołach, wystawiają dania,
przyniesione wedle ich upodobania.
Rozmowy prowadzą, bez zbędnego gwaru,
bojąc się burzenia, nocy, tego czaru.
Ale już orkiestra, dźwięki żwawe daje,
by zacząć zabawę, jak to jest zwyczajem.
Pierwszy rusza ogier, klacz wdzięcznie
prowadzi,
pewny że w tym tańcu, też sobie poradzi.
Potem świnie gwarnie wbiegły na
klepisko,
tańcząc po swojemu, czyli w rytmie
disco.
Barany widocznie siedzeniem znudzone,
powiodły owieczki, ślicznie wystrzyżone.
Osioł już podnosił, swoje ośle ciało,
lecz w ostatniej chwili, mu się
odechciało.
Oślica wiedziała, znając te wahnięcie,
że tańców nie będzie, z takowym
oślęciem.
Kogut otoczony zgrabnych kurek sznurem,
przyzwolił łaskawie, dając znak pazurem.
Wybiegły szybciutko, piórka strosząc
zgrabnie,
kręcąc kuperkami, z seksem i powabnie.
Już tak o dwunastej, towarzystwo całe,
ogarnięte było sylwestrowym szałem.
Ogier tańczył z owcą, wyczyniając pozy,
których się powstydzić by musiały kozy.
Znane z takich pląsów, o których pisano,
że są przypisane szalonym baranom.
Barany zaś ścięte, drinków mieszaniną,
coś tam bełkotały z młodą jagnięciną.
Osioł chciał toasty wznosić noworoczne,
ale że miał oczy coraz bardziej mroczne,
to zapomniał o czym miała być przemowa,
puścił pod stół pawia, i tam też się
schował.
Świnie chciały śpiewać ,,orły i
sokoły’’,
lecz wyszły im dziwne ,,sępy i
bawoły’’.
I nim zrozumiały błędu swą przyczynę,
to straciły balu dokładnie godzinę.
Bocian co orkiestrze przewodził tak
godnie,
w całym zamieszaniu, zgubił białe
spodnie.
A chociaż był trzeźwy, to nikt nie
uwierzył,
bo zębów nie mając, dziób on głupio
szczerzył,
próbując muzyki wysyłać tonacje,
kończąc sylwestrowe w oborze wariacje.
Gdzieś tak już nad ranem, bardzo wczesnej
porze,
gospodarz się zjawił przy swojej oborze.
Pęcherz miał słabiutki, a też popił
tęgo,
tak że spanie w nocy było mu mordęgą.
Wyszedł za potrzebą, i właśnie
przypadkiem,
zajrzał to stodoły niby to ukradkiem.
A tam…aż oniemiał, widząc te
szaleństwo,
i wzięły go nerwy na te okropieństwo.
Chwycił bat by obić nim swoją zwierzynę,
ale się powstrzymał, bo poznał
przyczynę.
Sylwester to sprawił, roku przemijanie,
czyniąc z zwierzętami tak dziwne
działanie.
Komentarze (4)
Dodam tylko, że ten wiersz jest genialny - bardzo mnie
rozbawił.
pomysł znakomity, wykonanie też, pierwszy wiersz który
mnie dzisiaj ubawił
jestem pod wrażeniem tego wiersza no i pomysłu ,
zwierzecy bal, dobre.
No, nie pomysł znakomity na temat wiersza.Gratuluję
inwencji twórczej.Pozdrawiam w Nowym Roku.