Symfoniada
fragment
Malowidło niczym poród tkwi w umyśle i
wbija się w mój rytm, dość brutalnie
zanurza się w snach.
Drga. Chcę wrzeszczeć, pluć i przeklinać by
załagodzić cień, który wije się jak
piskorz.
Śpiewam pieśni patriotyczne. Pałęta się
gdzieś Gintrowski i Kaczmarski, a Wojaczek?
Ech ten to był Poetą! Wtapiam się w niego
każdej nocy, pochłaniam całym ciałem jego
prochy i recytuję wiersze z uśmiechem (nie
wiem czemu),
bawię się z jego śmiercią, ona przychodzi i
drwi sobie ze mnie i choć z pozoru jest to
niemożliwe, uśmiecha się do mnie, bo widzi
te same oczy i ten sam grymas, który
uwieczniłam na skrawkach papieru
toaletowego.
Burzę swój spokój. Śni mi się świątynia
której przecinam grzechy, można by rzec,
tnę na oślep,
by ponownie ją zbudować.
Może się nawet kiedyś tam zatrzymam jak to
słońce
na horyzoncie, uwiecznione w kadrze.
– Tylko po jaką cholerę wtapiać się aż tak
bardzo w sielankowy klimat.
Klimat tak bardzo surrealistyczny który
boli,
kiedy prześwietla mnie na wylot wyrastają
mi skrzydła
i zamieniam się w ćmę, bez możliwości
powrotu do pierwotnego stanu.
Jestem śmiercią w śmierci jak
matrioszka.
Komentarze (19)
Jezuuu tel pisze jsk chce :( oczywiście Grażynko że to
zmieniłam
Aniu dziękuję
Ja tez nie wiem :( mize ktoś podpowie
ciekawa filozofia
Ciekawie, choć bardzo smutno, msz, nie wiem czy te
słońce, czy też to słońce?
Pozdrawiam Ewo, nie śpiesz się za Wojaczkiem...