Szaleć tak,
że wypadają zęby, kołować nad łóżkiem, a
kiedy skończy się, co ma się skończyć,
odejść wbrew zabawkom, małym misiom lalkom
konikom, wbrew starszej pani na latającym
dywanie, cyklopom z setką pięt,
ja po prostu niedługo wypuszczę z ręki
wykałaczkę,
a kiedy to się stanie,
kiedy stanie się to,
głęboko zasnę,
odpiłuję się od tego metalstwa,
które mi ciąży,
odepnę się jak guzik od starego
płaszczydła,
i wiem,
będę szczęśliwy w lepszym świecie.
Komentarze (9)
Zatrzymałes:)
Super wiersz.Pozdrawiam
świetny wiersz.
pozdrawiam:)
Wiersz przemawia. Poczułam to "metalstwo", które ciąży
peelowi.
Dobranoc.
/odepnę się jak guzik od starego płaszczydła/ ekstra!
:)
Świetny tekst.
Ja też... "odpiłuję się od tego metalstwa, które mi
ciąży"
Bardzo na tak, zupełnie inny sposób przedstawienia
tematu "samotność":(
Smutno u Ciebie:( pozdrawiam
Smutne Twoje wiersze, Krzysztofie, aż przenikają na
wskroś...
Lękiem.
Merytorycznie - zadziwiające oryginalnością i głębią.