Szara codzienność
Brzasku czekając oczy przecieram zaspany
Znów dzień swój rozpoczynam pośrodku
nocy
Księżyc na nieboskłon za słońce
sprzedany
I cienia nie zobaczą me oczy
Zegar ziewając sekundy układa ostrożnie
W minuty, w godziny, w tygodnie
Wolno wyruszam z gestem krzyża pobożnie
W auta fotel wtopiony wygodnie
Szarość wokół, obca głębia nocy
rozgwieżdżonej
Nieprzenikliwy mrok jej wciąż nie zmienia
Drogi niestrudzenie szukam wymarzonej
Wzrokiem wytężonym w królestwie półcienia
Związany asfaltu wstęgą nieskończoną
Przywarłszy policzkiem do jej prawej
strony
Pędzę przed siebie drogą wytyczoną
Kołami, na których jadą niezmierzone
tony
Aż blaknie horyzont, co czernią swą
straszył
Widnokrąg rozjaśnia słońca wschodzącego
brzask
Księżyc wraz z nocą gdzieś się znowu
zaszył
I błękit na niebie znów wróci do łask
Komentarze (3)
pięknie ustawiony wiersz w formie i narracja Temat
codzienność dobrze napisany zaciekawia na Plus
Pozdrawiam
świetny :)
Pozdrawiam
Dobre, za chwilę wyruszam. PLUS