szirat ciporim
wróć tu za godzinę
mówił głos z oddali
zmęczeniem słońca chylącego
głowę do morza
między ruinami miasta
co wlecze się za mną
zapachem gnijących ryb
i chloroformu
zatrzymuje widokiem okien
w których gasną lampy
jakby to była ostatnia noc
jakby to był ostatni dzień
z widocznym wysiłkiem
wysterylizowanym ze wspomnień
ze światłem poranka w żyłach
teraz otwartych ciszą
jeździec z wierzchowcem
ale jakby w zawahaniu
wystarczy stanąć na czubkach palców
by dostrzec miejsce gdzie słońce
uprawia owoce pełne krwi
nadgarstki
Komentarze (1)
hmm...niebanalny wiersz...smutek i tragizm przeplata
się z pięknie namalowanym nastrojem ...