Szkoda
Wyrosły w międzyogrodzie
dżdżyste winorośla
prawdy.
Podlewa je bezimienny
chłopiec z grymasem
przymusu.
Zakradam się rankiem
by podejrzeć jak
zmęczony snem
spaceruje z pękniętym
kubkiem pełnym
mgły.
Wydziela korzeniom
po kropli
gęstego napoju.
Odpoczywa w cieniu
roztańczonych liści
popijając gorzkie,
świeżo wyciśnięte
wino.
Mi ono nie smakuje.
Zaczepiłem go dzisiaj
proponując papierosa.
Zatrzepotał skrzydłami,
aż słońce wydało
iskrę.
Zapaliliśmy.
Powiedział, że jeszcze
nie karmił krzewów
dymem.
Jaka szkoda,
że niedługo odchodzi
w zapomnienie.
Ogród bez niego
ożyje i nie będzie
już taki przyziemny.
Rozrośnie się stroniąc
od mgły.
Szkoda.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.