Szukając sensu
Szukając sensu, szukając kresu i
początku-nie znajduję odpowiedzi...
Patrząc w głąb siebie, tego co uważam za
duszę, zagłębiam się w swych myślach-widzę
wszystko i nie widzę niczego. Wszystko w co
wierzę lub chciałbym wierzyć-to nie
istnieje nie ma dla mnie sensu.
To kim i czym jestem, byłem, będę to
abstrakcja, coś bez celu i powołania.
Patrząc na świat i patrząc na siebie widze
tylko pustkę i bezsens. Widzę bezdenny
ocean głupoty, okrucieństwa i
nienawiści.
Patrząc na Krzyż widzę Jezusa-myślę o Bogu.
Lecz nie potrafię uwierzyć, nie tyle w
niego co w jego legendarną dobroć. Jeśli
istnieje to o nas zapomniał, powołał do
życia i porzucił. Jak bardzo chciałbym w
Niego uwierzyć, w jego dobro i w jego
projekt.
Naraz chcę i nie chcę mieć kogoś lub coś
wyższego ode mnie co pokazało by mi drogę i
cel. Co wybrałoby za mnie cel i drogę do
niego.
Lecz nie widzę tego, nie widzę miłości i
dobra....
Nie dostrzegam też zła i bólu...
Wszystko się miesza i plącze...
Powstaje coś co jest dla mnie wszystkim i
niczym jednocześnie...
Powstaje dla mnie coś co nazywam
życiem...
Jest dla mnie czymś co istnieje bez celu i
powołania.
Nie chcę go przerwać lecz trwanie w nim
mnie niszczy, pochłania...
Najgorsze jest jedno, jedna myśl, jeden
nieodparty dla mnie wniosek...
Ciąły brak jakiegokolwiek sensu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.