Tafla
Pływam po stronie tej gładkiej tafii
Gdzie światło dociera z dobrego nieba
Popatrzy na kamień i piasek daleki
Rysując ścieżki, które człowiek wybiera
Tak jasne i tak ich wiele...
Lecz tam też pomiędzy,
Zgniłymi glonami,
Pną się do góry błędów sztylety
Pomyłki
Starasz się wyminąć je bolesnym
wygięciem
Czujesz jak tną Twoje pobożne intencje
Wrzesz! Zły na znaki, nakazy
Patrzysz, nie patrząc jak z pełnymi
bąblami
Ciepła wściekłość do góry dostaje
Przez taflę... nieprędko... paruje
Powoli...
Wyżej ...
I w górę!
I w chmurę!
I już z dobrego nieba światła
Prawie nic...
Za to gęstością złowrogie
Obłoki kryją szarością tafli równinę
W ostatnim już czasie rezygnacji
W półświetle kiedy Ktoś Cię kojąco
dotyka
A w półmroku wciąż jednak lamentując
Że, choć powoli światło gaśnie,
„To za szybko przez taflę tą
Bąbel trzaśnie!”
Wnet pojmiesz jak Cię zwiodło oko
Taflę oglądasz i widzisz, że cienka
Czy dobrze dostrzegasz?
Ona rozległa!
Prawda jest prosta, a odpowiedź bliżej niż myślisz
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.