Termopile
Głoś o Muzo czyny mężów Sparty,
Bo każdy z nich twej uwagi warty,
Co ocalały wojak wyraził mową,
Ja żem spisał jakże natchniony Tobą.
Stali my w Termopilach jak mur,
Składaliśmy Atenie przysiąg cały wór.
Przed nami roztaczała się Perska lawina,
Krwi, o krwi naszej pragnęli jak wina.
Wszyscy wojacy czekali na znak do boju,
My dzielni w tym wąwozie stali od znoju.
Wtedy każdemu serce jak młot wali
„Córze Zeus daruje mur drewniany,
który jeden zostanie, was i dzieci
ocali”
- słowa wyroczni były dla nas jak hymn.
Nagle wicher podniósł wokół dym,
Wzbił w oczy Persów tumany kurzawy,
I wtedy głoś trąb ozwał się żwawy.
Przez chwilę słychać było dźwięk
grzmotu,
Ruszyli na nas Persowie jak ptaki do
lotu.
Jak zwierzyna: podli, niewyżyci.
O, Fortuno! Rozgnietli ich Hoplici.
Wówczas o tarczę, mąż zawierał się z
mężem,
Oplotły się oba wojska jak wąż z wężem.
Przewracały się znaki, waliły proporce,
Nasi żołnierze – boskiego Aresa
wzorce.
I tak przez dwa dni Persowie nacierali,
A my hellenowie tylko pozycje zmieniali.
Jednak Zeus ciągle ważył na szali nasz
los.
O, zgrozo! To Persja zada ostateczny
cios.
Wiedzieliśmy, że Bóg prawdy prawi.
Oto Grek Efiatles z naszego zwycięstwa nie
rady
Jak szczur haniebny dopuścił się zdrady.
Przekazał wiadomość o ścieżce tajnej
górskiej.
Leonidas dowiedział się o podłej
zdradzie,
Zwował wszystkich dowódców na naradzie.
Odesłał szybko inne oddziały,
Jakie rzeczy w obozie się działy.
Zostali tylko Spartanie i my Tebańczycy.
„Nieba! To naród jest węża!
Mąż zbrodniami gorszy od męża!”
- zwykł mawiać wielki Leonidas o
Persach.
Nam żołnierzom bulgotało w piersiach,
Gdy słyszeliśmy o tym podłym ludzie.
A król Sparty Leonidas mądrością
promieni,
Choć niższy od mężczyzny średniego
wzrostu,
Patrzyli my na niego jakże uniżeni.
Ateny i cała Attyka o wolność się
upomina,
Kserkes niegodziwy wziął nas podstępem
gadzina.
Ale w końcu wybije jego godzina.
Będziem walczyć, aż zginie podły.
Ma mnogich rycerzy, z nieznanymi godły.
Diabelskim podstępem Grecją owładnąć
Chciał i na naszym grobie,
Stanąć jak posąg boga.
Atena zapłakana patrzy z nieba,
Nigdy zdrajców już nam nie potrzeba.
Sen o niezależnej Grecji
Już wypalił się w sercach
Na krwawych piachach
Ostatni tlący się węgielek
Oczy nam otworzył –
Klęska już nieunikniona.
Wysłał list Leonidas do Persów, w którym
napisał:
„Gdybym ja zginął to jeszcze,
to miastom, te Ateny bronić się będą.
Niech kiedyś wam przypomną siwe głowy
Na łożu śmierci, że lud południowy
Tyle dni grodził wam drogę
Małym murem ludzi.
Atena rozsądzi, nadejdzie to jutro
Kiedy miasto się obudzi:
Wolne od Persów, wolna od zła, wolne od
niecnoty.”
Nagle Leonidasowi serce z bólu jęczy,
Persowie stanęli po obu stronach
przełęczy.
Rozległ się huk trąb,
Ruszyli na Greków.
Jednak co tu się dzieje?! Co tu się
zowie?!
Cud! Giną oto kolejni Persowie.
Los Olimpijski jest nieubłagany.
Pokruszyły się Grekom włócznie.
Widząc to naród piekielny,
Ruszył zabić Hellenów.
Ludzi i konie zbiły się jeden wir,
Krzyczał wojak z wojakiem jak świr.
Śmigały ramiona, warczały topory, szczękały
miecze,
A to wszystko niewinną skórę ludzką
siecze.
Dokoła narzędzi mordu słychać trzask
Łomot, jęki i głośny wrzask.
Aż, tu nagle rzecz stała się nader
okropna.
Walka osamotniona – to decyzja zbyt
pochopna.
Oto osunął się martwą twarzą na ziemię
Leonidas i wtedy rozgorzała wielka bitwa
Do ostatniego Spartanina.
Płakali, krzyczeli: to nasz wina.
W tym krzyku i tej rozpaczy,
Nie był strach, lecz wściekłość.
Rozległ się huk i Grecka złość.
I żywy ogień spadł na złociste pancerze,
Zobaczysz ich w Tartarze cerberze.
Rzucili się jak lwy zażarte,
To wydarzenie krwi warte.
Wstała kurzawa, a tu patrzymy co się
wyłoni,
Wypadło stado osamotnionych koni.
Z rozwianym dziko włosiem,
Zostało Spartan jeszcze tuzinów osiem.
Biedni Spartanie złączyli swą dolę,
Woleli bohaterską śmierć niż niewolę.
W zwartym mocno szyku otoczeni
Bronili się jak stado jeleni.
Persowie opasali ich jak wąż ciało byka,
Każdy ze Spartan smak śmierci łyka.
I śmigały ramiona, ciął topór
Wycinano wojaków jak bór.
A oni w milczeniu posępni, bohaterscy,
nieustraszeni,
Śmiercią jakże wielkiego wodza
poruszeni.
Tebańczyków kapitulujących wzięli do
niewoli,
Piętnowali ich i traktowali jak
zwierzęta.
Potem wrócili tu Grecy i pogrzebali
poległych z chlubą,
Jednak bez jednego. Z naszą największą lubą
- Leonidasem postąpiono okropnie:
Ciało jego bez głowy ukrzyżowano.
Teraz stoi tu pomnik z napisem:
„ Przechodniu, idź i powiedz
Sparcie,
żeśmy tu wszyscy polegli
posłuszni jej prawom.”
Dziś łza się w oku kręci
Poświęcili się ojczyźnie,
aż do śmierci.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.