Też bym tak chciała
Wypijam kolejny łyk kawy
porannego znięchęcenia,
słońca promienie ogrzewają
jej nagie płaczliwe ramiona
-a ona jak na złość nie umiera.
Zrzuca okaleczoną skórę
i niepotrzebne gałązki cierpień,
śmieci skargami tuż pod oknem
nie racząc posprzątać
-ciągle tłumaczy się wiekiem.
Przychodzi taki do niej nocą
zawsze wtedy jest głośno,
te ich igraszki nie dają mi spać
czyli z wiekiem też można
-czuć ekstazy smaczek.
A jakże- dziś i w dzień przyszedł,
ciekawe czy pamięta o jej dniu
szalony żeby tak kochać,
starą na wpółwyschnęta wierzbę.
To się nazywa porywająca namiętność
i stałość wiet(rz-cz)nej miłości.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.