Time
kiedy już nie widać zielonych poszyć
lasu
brakuje powietrza by krzyk urodzić
jak te polany mam dosięgnąć wzrokiem
gdy sił braknie nawet by na sen się
godzić
skurczone, zwątlone ciało mnie unosi
nie czując krwi pod skórą opadam
zmęczona
w ciemności próbuję dojrzeć twoje oczy
o jakże moja nicość jest nieskończona
delikatny szum wody i blask myśli moich
czuję że się zbliżam choć cisza mnie
ogarnia
wiara pozostała jak rzucony niedopałek
oślepia mnie niemoc i jasna latarnia
nic co prawdziwe złem się nie stanie
diamentu żadna siła w kamień nie zamieni
opadnę miękko na twoim ramieniu
z tobą się mienić będę w zieleni
Komentarze (5)
Dziękuję, to dla mnie wielka radość czytać Takie słowa
Widac ze nie piszesz od wczoraj, forma wiersza, tresc
bardzo wyszukana, dobrze dobrana, przemyslana...oto
prawdziwa poezja...
Ładny refleksyjny wiersz .Pozdrawiam.
klimatyczny piekny wiersz pozdrawiam
Uroczy, nastrojowy...