Tkanina
W głębokiej próżni i ciszy
zwieszają się z sufitu one – liny
Sięgam ręką po diademy bólu – są
nicią,
którą pochwycił lub porzucił pająk
budowniczy,
by znaleźć wykończenie sieci
zegary pulsujące, gwiazdy łomoczące
zdruzgotane przeznaczenie
piorun gładzi kosmos, chwila i narodziny
Pamięć notująca rozstajne drogi żalu
–
nieuchwytne chwile bez powrotu,
nie odciskające się na żadnym nabłonku
ust,
nie wypalające na piaskach pustyni
Tkam kilim zachodni
Odnajduję rodzaj węzłów, w paradę wchodzą
mi ćmy nocne,
rozpalone blachy dachów, podwórka, za
ścianą rozmowy
Czy na wszystko rozciąga się ta sama
niebieska rzeka Losu ?
wstęga urodzajna , zasiew szczodry –
wysadzana Drogimi Kamieniami
kopuła tęczy, ogon komety, substancja
blasku ?
Czy zgrzeszyłem ? Coś wiedzie mnie na skraj
przepaści, tęczy,
na końcową stację, od dawna tam lgnę
– ona wyszła –
lgnę tam, chwytam liny, nić, tętnicę, żyłę
Boga
Powoli, powoli –
Witaj moja wino, Ojczyzno szczera,
moja młodzieńcza Depresjo
Ludzie i pająki –
wspólnie sobie ustalali obyczaje,
powtarzali się wciąż, bo byli niechętni
pracy zapamiętywania
Dzień dobry Mamy
2 marca 2003 roku
Moja filozofia jeszcze nie okrzepła.
Ale mobilizacja jest na co dzień duża.
Nie potrzebuję sobie niczego przypominać
z obowiązków. Ale zapominam o swoich
teoriach,
o ich lotnej substancji. Walcze z brakiem
nie tyle motywacji,
co z niedoskonałością rozumu, co z lękiem
jeszcze.
Mój przyjaciel Meaulnes
Pamięć ciała zawodzi, chwila przechodzi.
Strumień przepłynął. Idea obowiązku się
rodzi.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.