To cała ja
To, co mam.
Mgła. Potrafi ogłupić człowieka na tyle, że
trudno mu znaleźć powrotną drogę do domu.
Oplata i otumania strapionych nie
przynosząc nic dobrego w zamian. Snuje się
jak śmierć po świecie i wpada tam gdzie
chce. Zamyka nam oczy, choć siłą rzeczy
staramy się, aby je szeroko otwierać.
Skłania do przemyśleń, że nie wszystko jest
w życiu oczywiste.
To nic istotnego, ale nie mogłam spać przez
całą noc. Nie była to ani pełnia, ani nic
mnie nie trapiło, a jednak. Sen przychodził
po kilkunastu minutach sprawiając, że
powracałam do tego samego koszmaru.
Budziłam się z płaczem, tak strasznie było
mi źle. Budząc się prosiłam Boga o lepszy
sen modląc się zajadle. Zasypiałam w końcu
na niedługi czas, by powrócić do koszmaru
sennego.
Sny bywają okrutne, wiecie? Potrafią
zniszczyć nasze myśli na jawie, choć
niczego zazwyczaj wspólnego z jawą nie
mają. Mnie też nie śniło się nic na tyle
strasznego, abym teraz mogła płakać, lecz w
śnie było to nieznośne.
Dziś czwarty dzień jak mój mąż leży w
szpitalu. Pocieszeniem jest to, że dzisiaj
po niego jadę. Miał operację torbiela
złączonego z przetoką, z której wciąż od
dłuższego czasu sączyła się zielona maź na
zmianę z krwią. Pół roku zajęło mi
przekonywanie go, że powinien udać się do
lekarza. Oczywiście niezłomny wciąż
wygłaszał obfite kazanie na temat tego, że
to tylko mała krostka. Bo w sumie to było
małe, prawie niewidoczne. I tak teraz na
około kilkunastu zszyciach ta mała krostka
okazała swoją objętość. Półtorej godzinna
operacja niby nic nieznaczącego kanaliku.
Miał sporo szczęścia, że nie złączyło mu
się to z jelitem grubym. Ot inteligencja
mężczyzn.
Nie uwierzycie, że mnie bolało tak samo,
jakby jego. Może dlatego, że sama po
porodach byłam poharatana prze lekarzy,
choć rodziłam normalnie. A teraz na dodatek
po żelazie tak strasznie boli mnie żołądek,
że boję się jeść cokolwiek. Ważę w myślach
za i przeciw struchlanego chlebka, który
wie, co go czeka, tylko nie wie, kiedy.
Nieraz mi się wydaje, że przed zjedzeniem
kawałka chleba, on patrzy tak na mnie jak
świnka przed rzezią i czuje, że oto
przyszedł na świat, by być pożywką dla
innych. Cóż, prawa natury bywają okrutne.
My jedynie możemy śwince zapewnić dogodne
warunki przechowywania, dobre , bo swoje
jedzenie i kilkumetrową przestrzeń. A
najgorsze jest to, że nasze świnki chyba
nas lubią. Zawsze wyciągają swoje brudne
ryjki, aby je pogłaskać w porze karmienia i
zadowolone potem rozciągają się na słomie z
niemymi uśmiechami. Potem pełne korytko
ziarna, chleba i maślanki zmieszanej z
kukurydzą i ciepłą wodą. Sucha pasza nie
wchodzi w grę. W końcu to też zwierzęta,
które mają prawo do odrobiny szczęścia.
Choćby nie trwało długo.
A wiecie, co jest najgorsze? Nie będzie to
moja obserwacja, tylko najstarszego syna.
Nasze świnki przed pójściem na rzeź same
wychodzą z korytka. Wołają ją a ona
pokornie podchodzi sama. Potem podobno
pochyla głowę jakby w podzięce, za doczesny
czas, który właśnie dla niej dobiegł końca.
Nie chciałam w to wierzyć, ale nie pierwsza
i nie ostatnia stała się kiełbaską tak
licznie chwaloną przez przypadkowych ludzi.
A czemu przypadkowych? Może to głupota,
wiemy o tym, jednak mamy w zwyczaju, że kto
do nas tego dnia przyjdzie, ten dostaje
kaszankę bez krwi, kiełbaskę i czasem
szynkę z boczkiem, choć wędzone są innego
dnia, bo trzy dni leżą wcześniej w
peklosoli. Nie wiem dlaczego, ale tak
zawsze robimy. I rzeźnik wychodzi z pełnymi
torbami z wyrobem i niespodziewani goście.
Potem zawożę rodzicom na spróbowanie i
teściom i babci, która mieszka piętnaście
kilometrów ode mnie. Nie ważne, że nie
wiedzą iż mamy wyroby. Jakoś nie
umielibyśmy się z nimi nie podzielić. Teraz
dochodzi jeszcze moja najbliższa sąsiadka i
taka dalsza, która wspiera mnie często w
poczynaniach. Nie zawsze się to kalkuluje,
trudno. Z czystym sercem mogę napisać, że
prócz kosztów chowu świni dochodzi 170zł
dla rzeźnika i 160 zł na folie do
pakowania, przyprawy, flali kalibrowane i
kasze. Świnia w wadze około 90 kg, bo takie
mięso jest najsmaczniejsze i
najdelikatniejsze. Przy zakupie od rolnika
cena 450zł. Od hurtowni około 850zł. Jedyne
co się opłaca, to fakt, że mamy pewność, że
mięso to mięso. Bez chemii i innych
dodatków. A kaszanka bez krwi, bo jestem
alergikiem. Wymiotuję po wszystkim, co może
zawierać krew. Ot taka moja uroda. Co nie
znaczy, że moi domownicy nie jedzą
żołądków, wątróbki, czy też innych
potraw.
Rozgadałam się, wybaczcie. Ostatnio
częściej piszę felietony aniżeli
opowiadania. Tłumacze to sobie odmiennym i
chwilowym stanem. Być może mój skarbek
podzieli moje myśli, a być może nie.
Rodzinę mam sporą, a tylko ja piszę. Moja
babcia uwielbia czytać, co mam po niej. A
taki ze mnie odmieniec
Och, pierwsze promienie słoneczne właśnie
przebijają się przez mgłę. Zaczynają ją
odgarniać tłumacząc po swojemu, że i ona
musi kiedyś odejść. Nieśmiałe kurki
zaczynają się widzieć nawzajem, co jest
dość zabawne. Perliczka obserwuje na
drzewie srokę, która czeka na coś lepszego
niż suchy chleb. Łobuziarka musi jeszcze
poczekać.
Kończę, bo niebawem rozdzwoni się moja
komórka i usłyszę strapiony głos męża. Szwy
bolą, siłą rzeczy.
Nie mam życia idealnego. Jednak to co mam w
zupełności mi wystarczy. Gdyby było lepiej,
jeszcze pomyślałabym , że to sen, a nie
chciałabym się z niego obudzić. Wystarczy
narastająca cierpliwość i cichy ruch spod
łona. Pozdrawiam
Komentarze (8)
Bardzo dziękuję DoroteK. Miło jest słyszeć tak ciepłe
słowa czytając na głos w pamięci:-)
Waldi, ja nie jest swoich wyrobów mięsnych, bo mi
serce nie pozwala. Nie potrafię się przemóc do
zjedzenia czegoś, co kiedyś miało ciało i było u mnie
na podwórku.
Dziękuję mily, e.jot, helin, sotek i pani karmarg za
przybycie. Dajecie mi uśmiech dnia. W zamian przesyłam
Wam swój:-) :-)
przeczytałam jednym tchem, absolutnie DOSKONAŁE
pisanie... brawo dziewczyno, brawo :-)
ciekawy refleksyjny tekst o życiu takim przwdziwym z
troską o innych i radością z oczekiwania na
potomka:-)
pozdrawiam serdecznie:-)
Wciągający rozbudzający wyobraźnię tekst.
Skłaniasz do życiowych refleksji.
Pozdrawiam.
Marek
Ładny. Pozdrawiam.
Bardzo dobry, sprawnie napisany tekst:-)
cała Ty ... ja na szczęście wszystkiego nie jem ...
Pisanie to fajny sposób na nudę :)
Zdrowa żywność to dziś rarytas.
Ze świnkami trzeba uważać. Ostatnio była jakaś
historia, że pani zasłabła w chlewiku przy karmieniu
świnek i one niestety ją zjadły :(
Pozdrawiam