Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

TO NIE JA

Tym Dwóm Duszyczkom - Oliwerkowi i Mamie

Nie poznaję siebie, stając naprzeciw lustra
Dotykam swej twarzy, badam ją palcami
To nie te oczy, policzki, nos, to nie te usta
Nie zgadzają się z dawniejszymi rysami

Przenikliwy wzrok błądzi po lustrzanej tafli
Przyglądam się każdemu centymetrowi odbicia
Składa się ono jakby z wielu różnych kafli
Każdy z nich oznacza inny etap mojego życia

Zatracona w otchłani trudnych wspomnień
Dostrzegam odbicia ludzi za moimi plecami
Spoglądają ze złością, jakby przyszli po mnie
Ja? Dziś jestem inna. Oni? Wciąż są tacy sami

Niczym krótkometrażowy film przewijają się osoby
Każda następna przeraża bardziej od poprzedniej
Zbliżają swe zniekształcone dłonie do mojej głowy
Jakby za wszelką cenę chciały poznać jej wnętrze

By oderwać wzrok od lustra, nie mam w sobie siły
Nie potrafię sama uczynić choć małego kroku
Nagle w tle za mną pojawiają się czarne mogiły
Oni przemawiają jak sędzia przy odczytaniu wyroku

Ja – okropnie przerażona nadal stoję nieruchomo
Lustro – drży, pęka, odbija tylko niewyraźne obrazy
Nagle tło znika, lecz w zamian pojawia się „ono”
Drobne, piękne dzieciątko, bez najmniejszej skazy

W odbiciu widzę otwartą przestrzeń za plecami
„Ono” w tym momencie chwyta moją zimną dłoń
Ściska ją mocno, nerwowo przebierając palcami
W powietrzu czuję przyjemną, znajomą mi woń

Nie mogąc przypomnieć sobie dokładnie zapachu
Bezskutecznie próbuję odgadnąć jego pochodzenie
Jest to trudne jak oddzielanie drobinek soli od piachu
Po chwili moje starania kończą się niepowodzeniem

Instynktownie spoglądam w dół, na dziwną, małą zjawę
Czuję, że wciąż kurczowo trzyma mnie za zimną rękę
Wtedy tło przemienia się w chłodną kościelną nawę
Na twarzy dzieciątka widzę okropną, bolesną mękę

Chwytam dzieciątko niczym porcelanową lalkę
Ściskam wątłe ciałko mocno, przytulam je do siebie
Jednak przegrywam tę niewyrównaną, krótką walkę
Wyczerpana i bezradna leże na zimnej, klejącej glebie

Myśl o poddaniu się zaczyna krążyć po mojej głowie
Boleśnie penetruje każdy, najmniejszy nawet zakątek
Po chwili opanowuje mnie, lecz tylko w jednej połowie
Wyznaczając tym samym kolejnej walki początek

Podnoszę się, wstaję ociężale z odrażającej, zgniłej ziemi
Stąpam niepewnie, obawiając się podstępnej zasadzki
Mijam ponurych żałobników, wydają mi się być niemi
Znikają, gdy czuję pod stopami chłód śliskiej posadzki

Stawiam kroki coraz pewniej, idąc zacienionym holem
Na końcu widzę słabe światło i unoszącą się czarną mgłę
Idę coraz szybciej, tak bardzo pragnę zdążyć w porę
Lecz hol się wydłuża, a chłodne powietrze staje się mdłe

Światło na końcu długiego korytarza zanika z każdą minutą
Czarna mgła jest gęsta, na zmianę opada i ulatuje ku górze
Cienka wiązka światła oświetla postać w kajdany zakutą
To kobieta, raczej jej strzępek, spoczęła bezsilnie przy murze

Przedzieram się przez głęboką czerń mglistego otoczenia
Kobieta odchyla głowę, widzę jej twarz, boleśnie otwiera usta
Unosi ręce z kajdanami, znów budzi się w niej nowa nadzieja
Lecz mgła opada na nią, pokrywa jej ciało jak czarna chusta

Podążam ku światłu, w płuca łapię zatrute powietrze
Ciemny hol pojaśniał, nagle jakby przestał się wydłużać
Czarna mgła zniknęła, rozpłynęła się w zimnym wietrze
A wraz z nią z ciała ulotniła się kobieca, męczeńska dusza

Pozostałam sama na końcu, teraz jasnego już korytarza
Upadając na posadzkę, poczułam w sercu kłujące noże
Oczami wyobraźni widziałam młodego, słabego marynarza
Samotnie płynącego przez rozszalałe, bezkresne morze

Opuszczając powieki, marzyłam o końcu okrucieństwa
Siedziałam bezsilna, chciałam uciec z własnego ciała
Dlaczego ja nie stałam się ofiarą tego męczeństwa?
Wtedy moja dusza swobodnie w przestrzeń by uleciała

Otworzyłam oczy, z trudem przyzwyczajając się do jasności
Wciąż siedziałam, oparta o mur, na ciele czułam ciepłe krople
Kolejno spadały z góry, powstając chyba z zupełnej nicości
Z czasem zaczęły mnie ranić, drażniąc me ciało niczym ostrze

Kłujące noże w sercu powodowały wciąż bolesne szramy
Po nich zostały trwałe blizny, wzmacniały serce od środka
Ciepłe krople zaczęły parzyć, zagoiły się niektóre rany
Postanowiłam nie oczekiwać, kiedy znów spadnie kolejna kropla

autor

Catcher1813

Dodano: 2014-01-26 23:51:54
Ten wiersz przeczytano 629 razy
Oddanych głosów: 3
Rodzaj Rymowany Klimat Melancholijny Tematyka Śmierć
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (3)

swicha swicha

Zakręciłaś mnie. Dobre
Miłego

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »