Tryptyk błękitu II
Niebieskie źrenice nieba, w których
topisz
spojrzenie – kiedy już nikt nie woła –
zostań,
bo błękit twoich oczu, na zmysły działa jak
doping,
a zieleń twoich marzeń – rozgrzewa niczym
wiosna.
Tylko sama wśród wysp, po drugiej stronie
morza –
czujesz jak pasat całuje samotne bałwanków
fale.
Kiedy wzbija się lekko, wysoko niczym orzeł
–
porywa spojrzenie w błękit – smutny
teatrzyk lalek.
Na sznurku trzymana ziemia, co w krąg – i
przyciąganie –
zamienia niestałość oddechu w smak
niedopitej whisky –
tubylczy odprawia rytuał – w deszcz
zamieniony taniec
i budzi brutalnym świtem – daleko od tej
wyspy.
Ziemio nierozpoznana, ziemio w żywioły
zaklęta –
pomóż zrozumieć piasek – czas schowany w
klepsydry;
dopóki ocean żywiołów – jak drżenie oka w
diamentach –
widzenia istnień samotnych – w mroku nie
rozwidli.
Płyń statkiem – prądom naprzeciw, śpiewaj
roztropnym ptakom,
dopóki nie zrozumiesz – wodo błękitnych
lagun,
że strumień twojego życia – jego najcichszy
akord –
kroplami drąży marzenia, nie gubiąc w nich
jawy śladu.
Komentarze (1)
Piękny:))Pozdrawiam cię Pocieszko;-)