Ty byłaś rzeźbą mych snów.
Jesteś wystawą. Jesteś wystawą własnego
autorstwa. A ja jestem zwiedzającym. A ja
jedynym, który wygrał bilet do
najpiękniejszego miejsca.
I oglądam. Z zadziwieniem. Poruszeniem. Z
uśmiechem, i łzami. Z drżącą ręką. I gdy
się załatwiam. I gdy to pisze. I gdy jem
Ciebie. I gdy mnie balsamujesz. Gdy me oczy
wyrażają niechęć, - ja dalej oglądam
Ciebie. Śpisz, - ja patrzę. Chorujesz, - ja
patrzę. Zaglądam w lustro, a tam widzę
Ciebie. W lodówce, - widzę Ciebie. Jestem w
kosmosie – Ty. Tysiąc stóp pod
ziemią, - Twe odbicie.
Me głośniki, - to Ty!.
I ma myszka od komputera.
I gdy się ślinie. Gdy dym z papierosa
tworzy wspomnienia. I dym z zapałki. I dym
pożaru.
I wóz strażacki, i woda. I ogień.
Klucze od domów.
I gdy brak mi oddechu by tą wielką wystawę
pojąć, - patrzę. Na Ciebie.
Gdy biegnę, gdy uciekam, gdy krzyczę. Ty,
Ty. Wciąż Ty. Nieskończona Ty. Wyjątkowy
spektakl. Najpiękniejsza sztuka. Bije
oklaski. Klaszczę ile sił w dłoniach.
Oczywiście oglądam;
Bo na dnie kubka jesteś położona.
I w falach pływasz.
Boże – Ty, to Ona.
I dziecię Twe, - to Ona.
I me łoże wyścielone jej dłonią.
Chodzę po Tobie. Ale delikatnie. Nie
chciałbym niszczyć wzbudzającej dreszcze
architektury.
Me tkanki to Ty.
I przyznam otwarcie w sobie (choć to Ty),
że lubię zwiedzać ostatni z pokoi.
Gdy słońce staje się tak maleńkie, że jest
tylko kropką na kartce papieru A4.
Gdy nie liczy się nic. Zupełnie.
Kompletnie. I rzeczywiście.
Gdy jesteś Ty, i Ty sobą we mnie.
Gdy me serca, i Twoje bije jednakowo.
Gdy usta nasze szepczą sobie najpiękniejszą
z niewypowiedzianych nigdy baśni.
Gdy palce grają.
A włosy na skórze tańczą.
Gdy zachód i wschód równo wschodzi i
zachodzi. A sekundy, jak lata mijają.
Minuty całymi epokami na półce obok siebie
się układają.
I gdy wreszcie słów mi brakuje by cokolwiek
móc wypowiedzieć,
Wchodzę,
By widzieć; jak naga leżysz.
I widzę Ciebie. Najprawdziwszą z
prawdziwych. Jedną z jedynych.
I choć wszędzie byłaś, będziesz, i jesteś.
Wtedy wszystko w jednym z ust delikatnie w
dół spływa, masuje, pieści.
I nie wiem jak się dzieje, że cała wystawa
w Tobie się mieści.
Morza, i góry. Piaski, i lasy.
Widoki, zdjęcia, przegrane, i wygrane.
Od narodzin, aż do życia kresu.
Siedzi, i czeka, aż ja podejdę.
I jak to się stało, by nierealne mych ust
skosztowało?
I jak,
By sny zsuwały ze mnie koszulę,
By marzenia twarzy dotykały,
I jak,
Że ja,
Mogę być,
Sobą,
W świecie?.
Ty. I ja.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.