tytułem czas P.
osobie która opuściła mą podświadomość
przemilczałam spruchniałą
ograniczającą mnie słabość!
przyjaźń...?
jak narkotyk wplataliśmy swe
odużone szczęściem powieki
dalekie spojrzenia były bliskimi
mokry uśmiech i oczko do kolegi z
naprzeciwka
błyszczące piaskiem moro, paski, chaczyki,
agrafki, męskie glany szpanowały
wielkością
skromność i tak była jednakowa...
niczym kartki pamiętnika
...nieskończenie długa ciągnąca się za Nimi
jak dym papierosowy z ciasnego pubu.
tylko czasem smutek mnie przerażał
...że był
wszystkim
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.