Uciekam
Duszę - moje skryte i groźne ustronie -
zamykam na klucz. Boję się, że wolna
nawiedzi mnie żywą zjawą i namiętną
obsesją kochania. Wlewam w siebie
eliksir cierpienia, doskonałego
obojętnością,
by przypieczętować swoje męczeństwo.
Odkrywam coraz to nowsze kajdany,
którymi skuwam swego lotnego ducha;
wymyślam mu dokuczliwe kłopoty,
aby jego niedorzeczne podszepty nie
dosięgły
mojego jestestwa. Niby taki drobiazg,
dwadzieścia jeden gram uwięzionych w
zjadliwej skorupie.
Zagłuszam skrupuły perwersyjną
lubieżnośćią
de Sade'a i udręczam każdy cal ciała
autoagresywną nienawiścią, byleby nie
czuć.
Utrzymuję związki z diavolami, bym wyklęty
przez ludzi,
doznawał szaleńczej pustki.
Nie pragnę kochać, nie pragnę współczuć!
Nienawidzę ludzkości, która wraz ze
wzrostem
mojego uporu, garnie się w moje pobliże.
Im ohydniejsze przedsięwzięcia
podejmuję,
tym więcej gwałcą moją samotność!
Rozkład ich wabi!
O skrzydlate demony, włochate gniewem,
krostowate owady wygnane z raju - precz!
Dajcie mi pogrążać się w
samounicestwieniu!
Nie! nie mogę liczyć na waszą litość!
Znam was, o przeklęci, nie pozwolicie mi
wyzwolić się z kajdan życia!
Pozwólcie mi przynajmniej zachować resztki
godności!
Boże, jak pragnąłbym zatopić się w
bezkresie pustki.
Tak. Rozumiem. Nigdy nie wybaczę Ci tego,
że dając mi wolną wolę,
odbierasz mi wolność wyboru.
Gardzę ludźmi, gardzę Twoimi zasadami
podarowanymi całej tej tłuszczy
ignorantów!
Nienawidzę istnienia!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.