Ulica wygięta w piorun
nad wiaduktem słońce
wańka–wstańka
łzy bo moja kobieta
poszła z dymem
teraz piję tanie wino
i jem suchy chleb
(ewangelia)
zimą chodziłem w
dziurawych butach
z dziurawym okiem
Boże jak święcie
jest zemrzeć z głodu
w poszarpanych
łachmanach tłumu
moje 24 lata piekła
pusty żywot
kołowrot
oglądam telenowele
telefon śpi
słucham radio
(kiedyś ślub)
po ulicach snuje się
anioł Zdrojewski
z pokaźnym zarostem
popowodziowym
w księgarniach nie ma
Snów o potędze
ani Micińskiego
w mroku gwiazd
jadę „na gapę”
wszyscy przywykli
piwo ma smak
zachodu słońca
a noc młoda
jak Britney Spears
opluwam się
Gazetą Wyborczą
a nawet na studiach
nie zaliczam tego roku
(do udanych)
leżę na tapczanie
nie sypiam po nocach
bezsenność się nie zmienia
duchy Kleista i Niekrasowa
buszują w lodówce
Matko Boska z synem
swoim mnie opamiętaj
na klęczkach spędzam
sen z powiek
wiek podstępu
rodzice żyją biednie
jestem przybity i
mi przykro
wielce przepraszam
za tym grobem
smutno mi gorzej
jestem jedyną prawdą
błyska ulica
skończę na ulicy
wygiętej w piorun
popiołem
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.