Ulotna beztroska
Siedzę na
krześle drewnianym
splamionym atramentem
w pożółkłej sali
Na ławce
uśmiechają się
bajki Krasickiego
Z lewej strony
przez brudne okna
wpełzają nici
przez słońce tkane
a za nimi ukradkiem
wkrada się
cień kasztanowca
Za uchem
skrzypią niemrawo
dzwiczki od szafy
dłonią wiatru poruszane
Widac na niej
wyblakłe już
i zakurzone bazgroły
obszyte w nalepki
Na koronie staruszki
pnie się dumnie
bujna paprotka.
Po prawej
pewien ktoś
kto niegdyś serca
w przyjaźni użyczył
Wspominam często
Z sali obok
dobijają się nuty
wrzasków i hałasów
dzwonkiem poprzedzone
I nagle powracam
z krainy młodości
bezpowrotnie utraconej
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.