Upadek
kiedy przegrał
ze swoimi lękami
chowanymi do tej pory
w wewnętrznej kieszeni sumienia
upadł
a kobieta
oparta o framugę drzwi
której świetności
nie mógł przywrócić
nawet miejski malarz
przyklękła obok
i ciepłą
lekko wilgotną dłonią
pogładziła jego twarz
pomyślał wówczas
że tak mogłoby wyglądać niebo
bo czemuż by nie
w bosych wędrówkach
wśród wyblakłych wspomnień
brzęk monety
strąconej z Olimpu
stopą
któregoś z zapomnianych bogów
przywracał świadomość
i ożywało sumienie
krzycząc
jakby coś to mogło jeszcze zmienić
twarze
zatroskanych staruszek
pochylone nad nim
jak stado kruków
poruszały
bezzębnymi dziąsłami
i spadały na niego
modlitwy za zmarłych
niespodziewane
niczym grad
w pogodny wieczór
cisza leżała już w jego oczach
i niebo
odetchnęło wreszcie z ulgą
że nie będzie więcej
zadawał trudnych pytań
w starych kościołach
przesyconych oddechem
kilku stuleci
ani w nocnej ciszy domu
gdzie Bóg
mógłby rozgościć się
w starym bujanym fotelu
gdyby tylko chciał
a tak
płaczą staruszki
bez łez
i niebo chmurzy się od wspomnień
Komentarze (3)
Świetne, pozdrawiam :)
Wiersz woła do refleksji nad pewnymi sprawami...
Pozdrawiam serdecznie +++
Czy upadek ma wymiar ludzki, czy można go opisać, tym
bardziej przeżyć...dałeś dowód
że można, Tobie się udało.