Upadek Stalowego Giganta...
Blizny na mych rękach powoli wchłaniaja
ciepłą krew
Która wylała się z organizmu przez noża
zimną stal
Lecz cięcie nie było spowodowane przez
ogarniający gniew
Lecz przyszłość widziana z mej perspektywy
w dal
Pewne wydarzenia, przez pewne osoby, przez
ciało płynie szał
Reka chwyta, za stal, zamykaja się oczy,
zaciskaja zęby
Człowieka ogarnia niemocy całun, jak
jedwabny szal
Jedno ciecie do wolności jak pocałunek
namiętny
Moja lgenda, moje mity razem ze mna na
wieki odejda
Nikt nie polozy kwiatow, nie zatęskni,
nawet łzy nie uroni
Dla wielu ?ludzi? na pewno, beze mnie
lepsze czasy nadejdą
Na ostrej, zimnej stali widac slady
zaciśniętej dloni
W mej glowie pjawiaja się obrazy jak dusze
zblakane, znajomi, wspomnienia
Jeszcze tylko krok do szczęścia, jeszcze
krok do nicości
Bo swiat dla mnie jest zbyt czarny lecz
teraz swieci mala lampka ? nadzieja
Tak malo mnie dzieli, tak malo mnie dzieli
do radości
Kiedy stal przecina skóre i spija posokę
łapczywie
Przed oczami widać najlepszych, przebiega
jak film życie
Ciemne czarne plamy krążą przed oczami, jak
sępy łapczywie
Jak piorun nasuwa się jedna rzecz: WITAJ
SŁODKI NIEBYCIE
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.